Tak bym chciała podzielić się z kimś moim życiem. Mieć kogoś, kto słuchałby o tym, co się dzisiaj wydarzyło, opowiadał mi o swoim dniu. Kogoś, kto sprawiałby, żeby ta droga na zajęcia codziennie rano nie była taka długa i cicha, kogoś, na kogo możnaby patrzeć nad stołem kiedy się je obiad, kogoś, do kogo wieczorem można by było się odezwać, razem obejrzeć Wiadomości, albo po prostu posiedzieć koło siebie. Kogoś, koło kogo można by usnąć, w końcu usnąć spokojnie nie koniecznie dlatego, że połknęło się garść leków albo że się ma olbrzymią gorączkę. Kogoś, kto zabrałby te dźwięki z głowy i tę pustę ze środka.
Kogoś, kto wziąłby kawałek mnie ze sobą i dał mi kawałek siebie, chociaż na chwilę, tak do potrzymania.
Trzymałeś mnie, żebym się nie przewróciła, kiedy w Barcelonie były takie fale, że nie mogłam ustać w morzu. Tu przewracam się codziennie, pozdzierałam już kolana do kości. Za którymś razem już nawet nie czujesz, że boli.
Kogoś, kto wziąłby kawałek mnie ze sobą i dał mi kawałek siebie, chociaż na chwilę, tak do potrzymania.
Trzymałeś mnie, żebym się nie przewróciła, kiedy w Barcelonie były takie fale, że nie mogłam ustać w morzu. Tu przewracam się codziennie, pozdzierałam już kolana do kości. Za którymś razem już nawet nie czujesz, że boli.
0 Comments:
Post a Comment
<< Home