Próba zapanowania nad własnymi uczuciami. I co? I chuj. Przytłaczająca pustka porzuconego przez wszystkich radosnych urlopowiczów domu. I ja, która miałam właśnie w tej chwili za rękę Cię trzymać i z koncertu w Warszawie wracać. 29 godzin przepracowanych w dwa dni tylko po to, żeby móc te dwa dni kolejne, namiastkę wakacji moich, z Tobą spędzić stołecznie. Ale chuj bombki strzelił, szerokiej drogi Mała, może jeszcze przedzwonię, jak mi jakieś darmowe minuty się skumulują za bardzo.
Dlaczego? Dlaczego tak zrobiłeś? Dlaczego nie masz odwagi choćby zadzwonić? Bo że oglądać mnie nie chcesz, to już zdążyłam zauważyć. Taki dobry byłeś, taki, kurwa, idealny. Tak chciałam ten czas zatrzymać, kiedy mi kanapki zrobiłeś i zdjęcia z Kanady pokazywałeś, a ja trzymałam głowę na Twoim ramieniu i było właśnie tak, jak powinno być... Jak w bajkach i amerykańskich filmach. I ten spokój, którego tak długo szukałam, a który przynosiłeś za każdym razem, kiedy patrzyłeś na mnie i uśmiechałeś się tak leciutko, bezwiednie, tak tylko kąciki ust w górę unosząc. A teraz...
A teraz tak cholernie chciałabym Cię znienawidzić. Nazwać kutasem. Napluć na szczoteczkę do zębów, która nadal pomarańczowo uśmiecha się do mnie z kubka przy umywalce. Ale nie umiem. Nie potrafię. Nie ma we mnie złości. Jest tylko żal i ogromny smutek. I mnóstwo pytań, na które pewnie nikt mi nigdy nie odpowie. A może...
A może znajdziesz mnie jeszcze kiedyś, jeszcze raz. Tym razem to nie ja uciekam. Wiesz, gdzie mnie szukać.
Teraz tylko pomarańczową szczoteczkę przed snem przytulam i na Twoją stronę na MySpace się gapię. I zastanawiam się, czego możesz słuchać w tej chwili. I na komórkę zerkam. 372 razy na godzinę.
Dlaczego? Dlaczego tak zrobiłeś? Dlaczego nie masz odwagi choćby zadzwonić? Bo że oglądać mnie nie chcesz, to już zdążyłam zauważyć. Taki dobry byłeś, taki, kurwa, idealny. Tak chciałam ten czas zatrzymać, kiedy mi kanapki zrobiłeś i zdjęcia z Kanady pokazywałeś, a ja trzymałam głowę na Twoim ramieniu i było właśnie tak, jak powinno być... Jak w bajkach i amerykańskich filmach. I ten spokój, którego tak długo szukałam, a który przynosiłeś za każdym razem, kiedy patrzyłeś na mnie i uśmiechałeś się tak leciutko, bezwiednie, tak tylko kąciki ust w górę unosząc. A teraz...
A teraz tak cholernie chciałabym Cię znienawidzić. Nazwać kutasem. Napluć na szczoteczkę do zębów, która nadal pomarańczowo uśmiecha się do mnie z kubka przy umywalce. Ale nie umiem. Nie potrafię. Nie ma we mnie złości. Jest tylko żal i ogromny smutek. I mnóstwo pytań, na które pewnie nikt mi nigdy nie odpowie. A może...
A może znajdziesz mnie jeszcze kiedyś, jeszcze raz. Tym razem to nie ja uciekam. Wiesz, gdzie mnie szukać.
Teraz tylko pomarańczową szczoteczkę przed snem przytulam i na Twoją stronę na MySpace się gapię. I zastanawiam się, czego możesz słuchać w tej chwili. I na komórkę zerkam. 372 razy na godzinę.
0 Comments:
Post a Comment
<< Home