Tuesday, August 03, 2010

Podobno czytacie. Parę dni temu dowiedziałam się, że wszyscy czytacie. Może gdybym się wcześniej dowiedziała, to bym ciut inaczej pisała, ale się nie dowiedziałam, więc nie pisałam. Zawsze mi się wydawało, że ludzie piszą, żeby inni czytali. Nawet jak piszą do szuflady, to i tak gdzieś tam w środku sobie myślą, że ktoś to kiedyś jednak przeczyta i nada, tym samym, sens tym setkom słów na dziesiątkach kartek. I tak sobie myślałam, że ja też bym chciała, żeby ktoś czytał, ale nigdy nie myślałam, że czytał będzie. A tu proszę. Niespodzianka. Czytają, i to grupowo!

Skorzystam zatem z okazji (pierwszy raz robię coś takiego- pisanie do publiczności zdefiniowanej jest takoż ekscytujące, jak i niepokojące) i podzielę się przemyśleniem, od którego wciągu ostatnich kilku dni uwolnić się nie mogę.

Odpierdolcie się. Odpierdolcie się ode mnie wy wszyscy, którym wydaje się, że życie swoje będę z wami konsultować. Wy wszyscy, którzy śmiecie nazywać się moimi przyjaciółmi, a których szczęście moje boli. Co to za przyjaciel, który po cichu modli się, żeby mi się nie udało? Żebym z podkulonym ogoem wracała, prosząc o wybaczenie, że porzucić śmiałam? Co to za PRZYJACIEL, który nie umie cieszyć się szczęściem innej osoby, tylko siebie stawia na pierwszym miejscu?

Kiepski. Kiepski przyjaciel. Więc pozwólcie, że coś wyjaśnię. Wbrew temu, co się niektórym wydaje, w moim życiu nie chodzi o was. To nie wy jesteście w nim najważniejsi. Jesteście ważni, nawet bardzo ważni, ale nie najważniejsi. Najważniejsza jestem ja. Tak samo jak w waszym życiu, to wy powinniście być dla siebie najważniejsi i nikt, kto tytułuje się waszym przycielem, nie powinien stawać wam na drodze.

Więc zejdźcie z mojej.