Sunday, July 22, 2007

Rozmowa z kamieniem

Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
Chcę wejść do twego wnętrza,
rozejrzeć się dokoła,
nabrać ciebie jak tchu.
- Odejdź. - mówi kamień. -
Jestem szczelnie zamknięty.
Nawet rozbite na części
będziemy szczelnie zamknięte.
Nawet starte na piasek
nie wpuścimy nikogo.
Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
Przychodzę z ciekawości czystej.
Życie jest dla niej jedyną okazją.
Zamierzam przejść się po twoim pałacu,
a potem jeszcze zwiedzić liść i kroplę wody.
Niewiele czasu na to wszystko mam.
Moja śmiertelność powinna cię wzruszyć.
- Jestem z kamienia - mówi kamień -
i z konieczności muszę zachować powagę.
Odejdź stąd.
Nie mam mięśni śmiechu.
Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
Słyszałam, że są w tobie wielkie, puste sale,
nie oglądane, piękne nadaremnie,
głuche, bez echa czyichkolwiek kroków.
Przyznaj, że sam niedużo o tym wiesz.
- Wielkie i puste sale - mówi kamień -
ale w nich miejsca nie ma.
Piękne, być może, ale poza gustem
twoich ubogich zmysłów.

Możesz mnie poznać, nie zaznasz mnie nigdy.
Całą powierzchnią zwracam się ku tobie,
a całym wnętrzem leżę odwrócony.


Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
Nie szukam w tobie przytułku na wieczność.
Nie jestem nieszczęśliwa.
Nie jestem bezdomna.
Mój świat jest wart powrotu.
Wejdę i wyjdę z pustymi rękami.
A na dowód, że byłam prawdziwie obecna,
nie przedstawię niczego, prócz słów,
którym nikt nie da wiary.
- Nie wejdziesz - mówi kamień. -
Brak ci zmysłu udziału.
Nawet wzrok wyostrzony aż do wszechwidzenia
nie przyda ci się na nic bez zmysłu udziału.
Nie wejdziesz, masz zaledwie zamysł tego zmysłu,
ledwie jego zawiązek, wyobraźnię.
Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.
Nie mogę czekać dwóch tysięcy wieków
na wejście pod twój dach.
- Jeżeli mi nie wierzysz - mówi kamień -
zwróć się do liścia, powie to, co ja.
Do kropli wody, powie to, co liść.
Na koniec spytaj włosa z własnej głowy.
Śmiech mnie rozpiera, śmiech, olbrzymi śmiech,
którym śmiać się nie umiem.
Pukam do drzwi kamienia.
- To ja, wpuść mnie.

- Nie mam drzwi - mówi kamień.

Tuesday, July 17, 2007

Czekam i słucham. Szukam i pukam. I dukam. Literka po literce, niedługo mi cały poemat wyjdzie. Pojękiwań, posapywań i rozdrapywań. Taplam się w grafomańskim gównie, które doskonałością formy ma przesłonić niedoskonałość treści. Klasę zachować próbując, zapudrowuję ślady łez na nosku i zaszminkowuję pogryzione wargi. Dziś szpilki i przepastny dekolt, może sama sobie sprzedam jakoś tę zapgrejdowaną siebie.

Za trzy złote, bułka z błotem...

Thursday, July 12, 2007

Próba zapanowania nad własnymi uczuciami. I co? I chuj. Przytłaczająca pustka porzuconego przez wszystkich radosnych urlopowiczów domu. I ja, która miałam właśnie w tej chwili za rękę Cię trzymać i z koncertu w Warszawie wracać. 29 godzin przepracowanych w dwa dni tylko po to, żeby móc te dwa dni kolejne, namiastkę wakacji moich, z Tobą spędzić stołecznie. Ale chuj bombki strzelił, szerokiej drogi Mała, może jeszcze przedzwonię, jak mi jakieś darmowe minuty się skumulują za bardzo.
Dlaczego? Dlaczego tak zrobiłeś? Dlaczego nie masz odwagi choćby zadzwonić? Bo że oglądać mnie nie chcesz, to już zdążyłam zauważyć. Taki dobry byłeś, taki, kurwa, idealny. Tak chciałam ten czas zatrzymać, kiedy mi kanapki zrobiłeś i zdjęcia z Kanady pokazywałeś, a ja trzymałam głowę na Twoim ramieniu i było właśnie tak, jak powinno być... Jak w bajkach i amerykańskich filmach. I ten spokój, którego tak długo szukałam, a który przynosiłeś za każdym razem, kiedy patrzyłeś na mnie i uśmiechałeś się tak leciutko, bezwiednie, tak tylko kąciki ust w górę unosząc. A teraz...
A teraz tak cholernie chciałabym Cię znienawidzić. Nazwać kutasem. Napluć na szczoteczkę do zębów, która nadal pomarańczowo uśmiecha się do mnie z kubka przy umywalce. Ale nie umiem. Nie potrafię. Nie ma we mnie złości. Jest tylko żal i ogromny smutek. I mnóstwo pytań, na które pewnie nikt mi nigdy nie odpowie. A może...
A może znajdziesz mnie jeszcze kiedyś, jeszcze raz. Tym razem to nie ja uciekam. Wiesz, gdzie mnie szukać.

Teraz tylko pomarańczową szczoteczkę przed snem przytulam i na Twoją stronę na MySpace się gapię. I zastanawiam się, czego możesz słuchać w tej chwili. I na komórkę zerkam. 372 razy na godzinę.